Klasyk znany każdemu roślinożercy, obowiązkowa pozycja w każdej bezmięsnej knajpie, książce kucharskiej i na wegetariańskich i wegańskich blogach.
Wszyscy znamy choć ze słyszenia, przepisów w necie wiele (bardziej lub mniej zbliżonych) i wszystkie oplakatowane przymiotnikiem "najlepszy".
Oczywiście odosobniona w tych przechwałkach nie będę i przedstawię moją ulubioną wersję.
Zieloną, baaaardzo aromatyczną i pikantną. Takie lubimy najbardziej.
Nie są specjalnie trudne i bardzo pracochłonne, ale wymagają cierpliwości i czasu tj. zaplanowania dzień wcześniej..
Minusem falafeli jest oczywiście smażenie, ale nic go w przygotowaniu klasycznych ciecierzycowych nie zastąpi (piekarnik to stanowczo nie to samo, są wtedy suche i twarde), ale nie trzeba koniecznie smażyć ich w bardzo głębokim tłuszczu.
Serwujemy z dużą ilością surowych warzyw, pitą i jogurtem naturalnym doprawionym sumakiem, lub zawinięte w tortille
(TU przepis na domowe tortille )
Polecam spróbować - nasze bazują luźno na przepisie Agnieszki Kręglickiej, podawanym kilka lat temu w Wysokich Obcasach.