Wszyscy znamy choć ze słyszenia, przepisów w necie wiele (bardziej lub mniej zbliżonych) i wszystkie oplakatowane przymiotnikiem "najlepszy".
Oczywiście odosobniona w tych przechwałkach nie będę i przedstawię moją ulubioną wersję.
Zieloną, baaaardzo aromatyczną i pikantną. Takie lubimy najbardziej.
Nie są specjalnie trudne i bardzo pracochłonne, ale wymagają cierpliwości i czasu tj. zaplanowania dzień wcześniej..
Minusem falafeli jest oczywiście smażenie, ale nic go w przygotowaniu klasycznych ciecierzycowych nie zastąpi (piekarnik to stanowczo nie to samo, są wtedy suche i twarde), ale nie trzeba koniecznie smażyć ich w bardzo głębokim tłuszczu.
Serwujemy z dużą ilością surowych warzyw, pitą i jogurtem naturalnym doprawionym sumakiem, lub zawinięte w tortille (TU przepis na domowe tortille )
Polecam spróbować - nasze bazują luźno na przepisie Agnieszki Kręglickiej, podawanym kilka lat temu w Wysokich Obcasach.
Falafel mój ulubiony
Składniki
- ok. 300 g suchej ciecierzycy
- 2 małe cebule
- 3-4 ząbki czosnku
- 2 pęczki pietruszki
- 1/2 pęczka kolendry
- 1 łyżeczka nasion kolendry
- 1 łyżeczka nasion kuminu
- 3/4 łyżeczki chilli (to wersja pikantna, można oczywiście dodać mniej)
- 1/3 łyżeczki mielonego sumaku
- 1/2 łyżeczki mielonego kardamonu
- 1 łyżeczka soli
- olej do smażenia (u mnie rzepakowy)
- papierowe ręczniki
Przygotowanie:
Ciecierzycę zalewamy zimną wodą i moczymy przynajmniej 12 h, to ważne - lepiej będzie moczyć ją dobę niż za krótko.
Płuczemy, odcedzamy i wrzucamy do misy melaksera.
Cebulę i czosnek siekamy, dorzucamy do ciecierzycy.
Dodajemy posiekaną natkę pietruszki i kolendry, miksujemy cierpliwie.
Kilka razy przerywamy, mieszamy i znów włączamy mikser.
Ważne żeby wszystko zmieliło się na drobną, jednorodną kaszkę bez większych grudek.
Na suchej patelni podprażamy nasiona kolendry i kuminu. Mielemy nasiona w moździerzu i dodajemy do masy razem z pozostałymi przyprawami.
Mieszamy wszystko dokładnie, wygładzamy i odstawiamy do lodówki na ok 30 minut (masa lepiej nasiąknie, łatwiej będzie się kleić i nie będzie się rozpadać przy smażeniu).
Na patelni z grubym dnem rozgrzewamy olej - wystarczy ok.3-5 mm, żeby na pełnej falafeli patelni olej sięgał do połowy kotlecików.
Formujemy w dłoniach kulki wielkości większego orzecha włoskiego, rozpłaszczamy lekko i wkładamy na mocno rozgrzany tłuszcz - ważne, bo wysoka temperatura sprawia, że chłoną mniej tłuszczu.
Smażymy partiami na złoto, czyli ok 2 minuty z każdej strony.
Odsączamy na papierowych ręcznikach z nadmiaru tłuszczu.
Muszę w końcu zrobić! :)
OdpowiedzUsuńchętnie wypróbuję Twój przepis, bo nadal nie mam swojego ulubionego
OdpowiedzUsuńTo ja jak wyżej! Muuuuuuuuuszę w końcu zrobić! ;D
OdpowiedzUsuńniezastąpione! jestem zakochana w ich smaku :) pięknie wyszły!
OdpowiedzUsuńBaaardzo lubię:)I dawno nie robiłam.Natchnęłaś mnie pomysłem na kolejny obiad:)
OdpowiedzUsuńNo i umpa... nie przeczytałam dokładnie i UGOTOWAŁAM cieciorkę... trudno, sprawdzę czy wyjdzie z ugotowanych ziaren...
OdpowiedzUsuńTeresa
Wyjdzie nie falafel (falafel zawsze z surowych ziaren) , a kotlety z cieciorki ... ale tak czy siak zjeść się da :) Najwyżej będziesz musiała dodać mąki albo jajka do zlepienia masy :)
UsuńDałam jajka, 2 szt ;P mniam, dobre wyszły!!! Tylko miałam problem ze zmieleniem, mój blender nie daje rady ;PP
OdpowiedzUsuńTeresa
kiedys sie mowilo klopsy ale
OdpowiedzUsuń