W pochmurny dzień średnio dobry humor poprawia mi zawsze zabawa w kolory. Ogólnie nie przepadam za kolorem żółtym ale czasem i mnie zdarzy się zamarzyć o tej słonecznikowej barwie szczególnie wtedy kiedy tęsknię za słońcem. Normalnie pewnie złapałabym za pędzel ale tym razem padło na pieczenie i na sernik :)
Nie waniliowo żółty, nie cytrynowy i nie delikatnie brzoskwiniowy czy słomkowy. Miał być WŚCIEKLE żółty, nierealny wręcz, jak w zabawie w Pana Kleksa. I był :)
To jeden z tych serników, które swoją lekkość i kremową konsystencję uzyskują nie w wyniku dodania tony masła i ubitych jajek, a dłuższego pieczenia w niskiej temperaturze, zresztą ostatnio takie serniki lubię najbardziej :)
Jedwabisty i w tak intensywnej barwie, że nie da się nie uśmiechnąć.
Nie jest może szczytem dietetycznym ale z racji, że nie ma w nim masła, kruchego spodu, bezowej skórki lukru czy czekoladowej polewy to i tak jedna z lżejszych wersji sernika.
Dzięki pieczeniu w niskiej temperaturze nie opada i nie pęka.
No i jest banalnie prosty w upieczeniu więc sprawdza się idealnie w zabawie w pieczenie z dziećmi (kolor docenią na pewno).
Kolor uzyskałam dzięki mango, marchewce (dodała nam też ona odrobinę słodyczy) i kurkumie (oczywiście jeszcze lepszy będzie szafran).
Możemy te składniki pominąć (i będziemy mieli sernik śnieżnobiały) lub zostawić tylko dodatek mango (wtedy sernik będzie tylko delikatnie kremowo żółty ) ale w tej wersji idealnie pasuje np na nadchodzące wiosenne święta :)
To taki sernik, który mimo, że jest sernikiem pieczonym, konsystencją przypomina trochę serniki robione na zimno.... wilgotny, delikatny, kremowy i rozpływający się w ustach.